„Zablokować Sejm”, czyli niebezpieczna gra opozycji
Dwa ugrupowania opozycyjne postanowiły aż do nowego roku kontynuować „okupowanie” sali plenarnej Sejmu. Jak twierdzą ich przedstawiciele – chodzi o transparentność głosowania nad tegorocznym budżetem, pełny dostęp dziennikarzy do Sejmu oraz o wyrażenie sprzeciwu wobec niesłusznemu – ich zdaniem – wykluczeniu posła PO z ostatnich obrad. Decyzja o „okupacji” Sejmu jest jednak krokiem bardzo ryzykownym wizerunkowo.
Akcja ABW w redakcji tygodnika „Wprost”, która miała miejsce w 2015 roku była na tyle spektakularna a przede wszystkim medialna, że do dziś Polacy ją pamiętają. Pamiętają także, że miało to miejsce za czasów rządów PO-PSL i dotyczyło afery taśmowej, która kompromitowała prominentnych działaczy Platformy.
Dziś przedstawiciele ówczesnego rządu, którzy organizują jakąkolwiek akcję w obronie mediów i wolności słowa – są wyjątkowo niewiarygodni. Wizerunkowo nieco lepiej wygląda tu Nowoczesna – partia, przynajmniej formalnie bez politycznej historii.
Warto w tym miejscu dodać, że wszelkie zabiegi marketingowe, które oparte są o hasła wolnościowe, w tym o wolność dla mediów – są stosunkowo skuteczne, ale tylko wówczas, gdy stoi za nimi wiarygodność. W przypadku okupowania Sejmu – tej wiarygodności jest zdecydowanie za mało.
Także wokół wolności i transparentności skupia się druga przesłanka stojąca za decyzją o pozostania posłów na sali sejmowej. Chodzi o transparentność głosowania nad budżetem państwa, które odbyło się w atmosferze wielu wątpliwości, błędów proceduralnych i poza kontrolą społeczną – przypomnijmy jedno z najważniejszych tegorocznych głosowań miało miejsce nie na sali plenarnej Sejmu a w Sali Kolumnowej i bez obecności dziennikarzy.
I znów mamy tu hasła wolności i transparentności – wyjątkowo skuteczne w polskim marketingu politycznym. Ale gdy przypomnimy sobie słynne (nieskuteczne-dodajmy) nocne głosowanie nad zmianami w konstytucji RP, które miało miejsce za czasów rządów PO-PSL – ponownie wśród wyborców pojawiają się wątpliwość dotyczące wiarygodności i prawdziwych intencji protestujących.
A od wątpliwości już tylko krok do uzyskania statusu ugrupowania awanturniczego uprawiającego swoisty polityczny sabotaż spowodowany – co już podnoszą rządzący – odebraniem im władzy a w konsekwencji licznych przywilejów.
Konkludując – koncepcja spędzenia świąt w Sejmie przez polityków ugrupowań opozycyjnych wizerunkowo nie będzie skuteczna, a przy kilku przemyślanych posunięciach partii rządzącej – może również zaszkodzić zarówno PO i Nowoczesnej. Zyskają na tym oczywiście Polacy śledzący poczynania posłów, którzy będą mieli dodatkową porcję świątecznej rozrywki.